czwartek, 29 listopada 2012
Następstwa
Biuro dyrektora, godzina 11.26
Ashley
Mam przechlapane . Totalnie przechlapane . Serio, trudno mi nawet ogarnąć, jak bardzo mam przechlapane . Każdy ma nadzieję, że takie kłopoty nigdy go nie spotkają, każdy kto o podobnych słyszy, myśli sobie : '' Łał, co za kretynka . Na szczęście mnie się to nigdy nie przydarzy . ‘’ .
Prawdopodobnie wywalą mnie ze szkoły . Z drugiej na przestrzeni trzech miesięcy . Co się ze mną stanie .? Gdzie ja się podzieję .? Wcześniej wylali mnie z prywatnej szkoły Concordia Prep, więc oczywiście trafiłam do szkoły publicznej . Ale co się dzieje, kiedy wywalają Cię ze szkoły publicznej .? Gdzie się wtedy ląduje .? W poprawczaku .?
Boże, to byłoby okropne . W życiu nie dałabym sobie rady w poprawczaku . Umówmy się : mam czarną torebkę od Kate Spade . Co prawda kupiłam ją w out lecie, ale to niewiele zmienia . W poprawczaku zjedliby mnie żywcem . Byłabym jak jedna z tych panienek, które pokazują w reality show : biorą jakąś złośnicę, zamykają ją w więzieniu na jeden dzień, żeby pokazać jej, co ją czeka, jeśli nie zmieni swojego zachowania, a ona po pięciu minutach zaczyna ryczeć i kompletnie się rozkleja .
Obracam się na krześle i patrzę na zegarek : jest 11.27 . Spotkanie z kuratorem, doktorem Ostradnerem, powinno się zacząć za trzy minuty, a Louisa ciągle nie ma . Nie to, żebym była tym szczególnie zdziwiona . Louisa zawsze się spóźnia .
Na zegarze pojawiła się 11.28 i zaczynałam podejrzewać, że on w ogóle nie przyjdzie . Że ojciec wyciągnął go jakoś z tarapatów i że zostanę z tym wszystkim całkiem sama .
Potem jednak drzwi otwierają się i Louis wchodzi do środka . Jego jasne oczy spoglądają najpierw na sekretarkę, potem na zamknięte drzwi, za którymi znajduje się biuro dyrektora Ostradnera, wreszcie na mnie . Nie odzywa się do sekretarki, nawet nie zgłasza nikomu, że przyszedł, po prostu siada dwa krzesła ode mnie .
Milczy, wpatrując się w przestrzeń . Zerkam na niego kątem oka . Ma na sobie wyprasowane, beżowe spodnie, błękitną koszulę, czerwono-niebieski krawat . Jego czarne buty są idealnie wypastowane, włosy ułożone na żel . Wydaje się opanowany, pewny siebie i, jak zwykle, wygląda fantastycznie . Na jego twarzy widnieje lekki grymas niezadowolenia, ale dzięki niemu jeszcze bardziej wygląda na pana sytuacji .
Odwraca się do mnie i zauważa, że na niego patrzę . Serce przestaje mi bić .
- Hej . – mówię . Nie jestem pewna, czy w ogóle ze sobą rozmawiamy, ale słowo samo wyrywa mi się z ust, nim jestem w stanie je powstrzymać .
- Hej .
Jego ton jest ostry . Wciąż jest na mnie wściekły za to, co się stało, wciąż urażony, wciąż zraniony . Prawdopodobnie nie ma zamiaru dawać mi kolejnej szansy .
- Zaczynałam podejrzewać, że nie przyjdziesz . – mówię .
To idiotyczne, ale nie chcę pozwolić, żeby rozmowa skończyła się na zwykłym ‘’ Hej ‘’ .
- Dlaczego miałbym nie przyjść .? – patrzy na mnie, jakby uważał, że zwariowałam, wątpiąc w jego obecność .
- Nie wiem . Pomyślałam, ze może twój ojciec …
Louis przewraca oczami .
- Nieważne . – mówię . – Cieszę się, że jesteś .
Nie odpowiada, tylko wyciąga z kieszeni telefon, jego palce poruszają się po ekranie : sprawdza wiadomość, czyta, pisze odpowiedź . Zastanawiam się, z kim koresponduje . z Eleanor .? To mało prawdopodobne, ale szczerze mówiąc, nic by mnie już teraz nie zdziwiło .
- Pan Tomlinson, pani Andrews .? – mówi sekretarka . – Doktor Ostrander czeka na państwa .
Biorę głęboki oddech i wstaję . Wygładzam spódnicę – prostą, czarną, ołówkową spódnicę, którą wybrałam, żeby wyglądać możliwie dojrzale i poważnie .
- No to idziemy . – mówię do Louisa i uśmiecham się do niego .
Próbuję pokazać, że jesteśmy w tym razem, że razem wkraczamy do jaskini lwa, ale że może nam się powiedzie, jeśli tylko będziemy pomagać sobie nawzajem .
Louis nie odpowiada . Odwraca się na pięcie obutej w superdrogi, superbłyszczący czarny pantofel i rusza w stronę biura pana Ostrandera . Przez chwilę stoję nieruchomo, powstrzymując napływające mi do oczu łzy .
Jest mi przykro, że Louis nie chce ze mną rozmawiać, ale jeszcze bardziej dlatego, że to wszystko moja wina . To moja wina, że mogą wywalić nas ze szkoły . To moja wina, że wszystko się popsuło . A przede wszystkim – to moja wina, że się rozstaliśmy . Że, najprawdopodobniej, straciłam go na zawsze .
Przez wiele godzin rozmyślałam o tym, rozważając wszystkie okoliczności po raz kolejny i kolejny . Jeśli znów zacznę, oszaleję, moje myśli znów pogrążą się w kompletnym chaosie . A podczas tego spotkania muszę myśleć jasno i trzeźwo . Wycieram oczy dłonią i ruszam do gabinetu doktora Ostrandera .
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobre to nawet, nie powiem ;d .
OdpowiedzUsuńŚWIETNE !!
OdpowiedzUsuń